Quantcast
Channel: Jamiolowo blog
Viewing all 419 articles
Browse latest View live

Frywolitkowe śnieżynki

$
0
0
     Frywolitkowe śnieżynki - ciąg dalszy produkcji:)) Zaczynam podejrzewać, że trochę Was zanudzam tymi swoimi frywolitkami, ale zapewne większość tak ma, że jak opanuje jakąś nową umiejętność (technikę), to bawi się nią aż do znudzenia... Ja tak mam - mam nowe "zabaweczki", czyli czółenka i  bawię się:))
Oto "urobek" z ostatnich kilku dni.
Jest jeszcze jedna, ale się suszy po usztywnianiu.

Pokażę te moje śnieżynki po kolei.
 
Tę poniżej widzieliście, kiedy akurat "się robiła". Autorką wzorów trzech kolejnych śnieżynek  jest Robin Perfetti z bloga http://tattingbythebay.blogspot.com/. Schematy są proste i czytelne. Nie ma tu nic skomplikowanego w sensie jakiś dziwnych figur frywolitkowych.
 
 
 
 Te dwie powyżej zrobiłam nitkami nr 10 i 20 - nie przypuszczałam, że będzie aż tak duża różnica w wielkości.
Autorką kolejnych trzy wzorów + wzór śnieżynki, która się suszy, jest Jon Yusoff z bloga http://tatsaway.blogspot.com/p/snowflakes.html. Schematy dostępne są w zakładce Free, ale te wzory, mimo iż śliczne i bardzo dokładnie opisane, są już nieco trudniejsze niżśnieżynki według Robin.
 
Wzór tego maleństwa pochodzi z książki Jon Yusoff "Tatted Snowflakes Collection". 
Ostatnią śnieżynkę widziałyście wcześniej - autorką jest Teri Dusenbury   z bloga http://teridusenburystattletales.blogspot.com/. Schemat, który znajdziecie na jej blogu też zawiera błąd, o którym pisałam już wcześniej.
Tłem do zdjęć są deski z moich bardzo starych drzwi garażowych. Są to oryginalne dechy w stylu shabby chic nadwyrężone prawdziwym zębem czasu, a nie sztucznie postarzane, co widać na pierwszy rzut oka:))

No to tyle na dziś:)
Pozdrawiam:)


Zblazowany renifer...

$
0
0
        Dzisiaj pokażę resztę produkcji z masy solnej, którą intensywnie szykowałam na 6 grudnia. Zrobiłam prawie 30 anieliczek i 13 reniferów, z czego w domu został ten ostatni trzynasty nieborak:))
Co roku produkuję te aniołki hurtem, od kiedy dziecię chodzi do szkoły:)) Reniferki są dla chłopców, więc niewiele ich robię i co roku zapominam, że mają poważny defekt konstrukcyjny w postaci poroża, które albo odpada, albo łamie się na końcówkach...

 I temu nieborakowi przytrafiło się właśnie i odłamanie różka i odpadnięcie całego poroża, które przykleiłam klejem na gorąco. Czuprynkę ma ze strzępów filcu w szaro-brązowym kolorze, na brzuszku ma wzór odciśnięty w masie solnej z serwety, nóżki ma z rzemienia, a kopytka z krążków wypieczonej masy solnej. Pomalowany jest farbami akrylowymi, złotolem i zabezpieczony werniksem.
Powyżej reniferek w pozycji wiszącej:))
A tak wyglądały anieliczki w stadzie. Prawdziwe z nich artystki chórzystki - co roku mam to samo skojarzenie, kiedy patrzę na te zastępy anielskie:)) Sukieneczki są albo proste, albo ząbkowane na dole, wszystkie ozdobione są jakimiś drobnymi wzorkami i wszystkie mają serduszka, na których przykleiłam pomalowany makaron -gwiazdki. Na główkach mają materiałowe różyczki, a w główkach spinacze, dzięki którym można je zawiesić.


     Więcej inspiracji z masy solnej możecie znaleźć na blogu Natalii Sztuka niepoważna.
Z masy solnej mam jeszcze wypieczone kilka serduszek, które może ozdobię jak pierniki i zrobię z nich wianek, ale to tylko plany, bo nie wiem, jak będę wyglądać z czasem...
     Serweta z listkami produkuje się w ślimaczym tempie, za to czółenka śmigają każdego dnia, więc w kolejnym wpisie zapewne pokażę jakiegoś frywolitkowego "wytwora":)
 
Pozdrawiam:)

Frywolitkowe serca

$
0
0
     Ciągle jestem we frywolitkowym ciągu :)) Dzisiaj pokażę zakładki do książek, które wyprodukowałam w liczbie czterech sztuk. Pierwsza powstała czerwona z domieszką różu i była zakładką testową wzoru, który w następnych trzech zmodyfikowałam, zmniejszając liczbę słupków na niektórych łańcuszkach, dodając więcej pikotków i dodatkowe łączenia, które poprawiły kształt serca. 
Serca zrobiłam według wzoru Susan K. Fuller ze strony georgiaseitz.com, a sam schemat widziałam na Pinterście -jeśli ktoś woli robić ze schematów.
Zakładki powstały z kordonka Kaja 15 w kolorach mniej więcej zbliżonych do tych na zdjęciach. Ogonki to józefinka z drugiego słupeczka i kółeczka odwrócone, które jeszcze nie tak dawno stanowiły dla mnie prawdziwe wyzwanie:))

 Serduszka mają ok. 9 cm w najszerszym miejscu, a z ogonkiem i chwościkiem mają długość od 27 do 30 cm.
Zakładki usztywniłam Ługą -krochmalem, ale nie są zbyt sztywne.
 Tutaj to pierwsze serce - testowe.
Teraz marzy mi się wyprodukowanie zakładki - czajniczka, ale nie wiem, co z tego wyjdzie... Powoli dojrzewam do swojej pierwszej frywolitkowej serwetki, ale zapewne zanim dojrzeję, to trochę czasu upłynie:))
 
Pozdrawiam:)

Świątecznie...

$
0
0
     Podziwiam na Waszych blogach cudne bombki i inne ozdoby świąteczne, aż się buzia śmieje do tych wszystkich kolorowych śliczności. A za oknem plucha, umyte okna jeszcze raz - po swojemu- "przemył" deszcz zacinający ze wszystkich stron, więc siedzę i patrzę na smugi na szybach. Nie będę ich myła po raz kolejny... A może umyję, jeśli kiedyś przestanie padać...Czasami czuję się jakbym mieszkała w Anglii, a nie w środku Polski- wieczne mgły, mżawki, kapuśniaczki, przelotne deszcze, ulewne deszcze, wiatry i wichury, oberwania chmury...No cóż, pocieszam się, że od takiej ilości wilgoci przynajmniej mam dobrze nawilżoną cerę:))
     Dzisiaj pokażę kolejne serce, bo w tym roku na drzwiach, zamiast wianków zawisną serca ze świątecznymi motywami. Potrzebuję jakiejś małej odmiany, stąd ten sercowo-zawieszkowy pomysł.
 Serce drewniane ozdobione motywem z serwetki z Tesco za jedyne 2,5zł za całą paczkę. Któregoś dnia byłam w Carrefourze i z lekkim niedowierzaniem patrzyłam na serwetki świąteczne za prawie 7 zł paczka rodzimej produkcji. Motywy były ładne, ale bez przesady...
Serce zdekupażowałam metodą żelazkową i jestem pod wrażeniem, że wszystko wyszło równiutko, gładziutko, bez żadnych zmarszczek i innych nieprzewidzianych historii.
Do kompletu ozdobiłam świeczkę -też z Tesco- metodą suszarkową:)
Śmieję się z siebie, bo tu żelazko, tam suszarka,  jeszcze tylko pralki brakuje w tych metodach zdobienia:))
Jakiś czas temu skończyłam pierwszą z beżowych serwetek, bo tej dużej, listeczkowej skończyć nie mogę z różnych przyczyn, ale mam nadzieję, że w końcu usiądę i ją zrobię, bo jest piękna -przynajmniej na zdjęciu w gazecie:)))
Serwetka jest dość oryginalna i "gruba" ze względu na dużą liczbę oczek ścisłych, którymi wykończone są łuki i na wszechobecny wzór pęczków. Myślałam, że będzie większa... Zrobiłam ją nitką bawełnianą Pyramid 10 w kolorze beżowym. Wzór pochodzi z Diany Robótki 6/2015.

Dziękuję za Wasze odwiedziny i komentarze, szczególnie w tym gorącym przedświątecznym czasie:)

Pozdrawiam:)

Świąteczne życzenia

$
0
0
Dzisiaj będzie bardzo krótko.
Zdrowych i spokojnych 
Świąt Bożego Narodzenia 
oraz szczęśliwego Nowego Roku:)
 Tę przestrzenną kartkę zrobiliśmy z dziecięciem na konkurs.
A poniżej podziękowanie dla Moniki z Kijankowa za cudownego reniferka i bałwanka oraz "umilacze" do opasłej lektury, czyli "Szczygła":)
Pozdrawiam świątecznie:)
Anetta

Różany bez różu

$
0
0
         Różany bez różu, czyli grudniowy  kolorek w cyklicznej zabawie u Danutki. Tak na ostatnią chwilę, ale -jak wszyscy wiemy- druga połowa grudnia nie sprzyja robótkom ręcznym:)) 
Przyznam się, że poszłam po najmniejszej linii oporu, mimo iż kolor "różany" bardzo mi się podoba i gdyby nie chroniczny brak czasu zrobiłabym zapewne coś większego i ciekawszego....
 Powstało serce z motywem owoców dzikiej róży, które zamierzam wykorzystać w styczniu jako zawieszkę do prezentu dla dziadków. Będzie mieć symboliczną wymowę w stylu zdrowe serce jest najważniejsze:)
Serce ma złoty sznurek do zawieszenia, choć zapewne zmienię go na taki w naturalnym kolorku, jak przy zakładce. I serce i zakładka są dwustronne z tymi samymi motywami darów natury, czyli orzechów, dzikiej róży, żołędzi itp...

A tutaj druga strona serca.
I na zakończenie banerek zabawy:
Jakie owoce lubię? Wszystkie bez wyjątku i naprawdę trudno wskazać jakiś jeden ulubiony owoc. Na szczycie listy znalazłyby się gruszki -zielone i twarde. Im twardsze, tym lepsze:)) Na końcu listy znalazłyby się śliwki...

Dziękuję ślicznie za wszystkie życzenia świąteczne:)

Pozdrawiam:)

Imitacja śniegu...

$
0
0
          Pierwszy wpis w nowym roku - całkowicie mało twórczy... Niby kilka rzeczy zrobiłam, niby mam kilka planów, niby coś tam nowego się zaczęło, a ja mam wrażenie, że wszystko jest takie na pół gwizdka... No dobra nie będę smęcić, choć miałabym ochotę...
Mróz jest, tylko śniegu u nas zabrakło, więc dla tych wszystkich frywolitkowych śnieżynek, które wyprodukowałam znalazłam nowe zastosowanie -wiszą sobie na oknie jako imitacja intensywnych opadów śniegu:))
Wygląda to mniej więcej tak.
Te trzy nowe, których jeszcze nie pokazywałam zrobiłam według wzorów Jon Yusoff zamieszczonych na jej stronie wzakładce Free snowflakes. Śnieżynek na razie mam dość:)) 
Co nie znaczy, że frywolitki mam dość - wprost przeciwnie -wyprodukowałam kilka drobiażdżków, które pokażę niebawem, bo to jest komplet.

Śnieżynki z lekka się przekręcają na niteczkach i są w ruchu przy każdym przejściu obok nich, ale wyglądają całkiem fajnie, mimo że patrząc na zdjęcia wyglądają na lekko skrzywione:))
Różnica w rozmiarach jest bardzo duża - od śnieżyn do śnieżynek, ale to były początki, więc nie byłam jeszcze zorientowana w doborze nici.
Śniegowe płateczki wiszą sobie na trzonku od pędzla, który był już niepotrzebny:)) Obcięłam go, zeszlifowałam nieco, nadałam właściwy kształt, wywierciłam dziury i umocowałam na drucianym pałąku w stosownym kolorku, a na koniec zawiesiłam frywolitkowy "śnieg".

      Dziękuję za życzenia noworoczne i życzę wszystkim odwiedzającym mego bloga wiele szczęścia, pomyślności w życiu osobisty i zawodowym, a także wielu twórczych pomysłów i czasu na ich realizację w tym roku.

Pozdrawiam:)

Czytanie i supłanie

$
0
0
        Książki Camilli Läckberg od dłuższego czasu cichutko czekały w kolejce do czytania, a ja omijałam je dość dużym łukiem, nie wiedząc dlaczego... Niby lubię literaturę skandynawską, więc tym bardziej zdziwiła mnie ta moja podświadoma niechęć do twórczości  Läckberg, przecież nie znałam twórczości tej pisarki zupełnie . Zaczęłam czytać "Księżniczkę z lodu", nie wiedząc, że to pierwsza część całej serii. I dobrze, bo znając  siebie, gdybym wiedziała, że jest to początek tzw. sagi w życiu nie przeczytałabym tych książek:)) Ot, taka mała, prywatna awersja do sag wszelakich:))
 
         No więc zaczęłam czytać tę lodową księżniczkę, spodziewając się dramatycznych zwrotów akcji, napięcia, intryg i nie wiadomo czego jeszcze, a co zastałam... trupa w wannie, utalentowanego pijaka, przygnębioną matkę, początkującą pisarkę, maltretowaną siostrę, przystojnego (?) policjanta i całą resztę pogrążonej w zimowym letargu nadmorskiej mieściny, czyli Fjällbacki. Czytałam sobie ten "kryminał-nie-kryminał"i coraz bardziej wsiąkałam w chłodne klimaty skandynawskie. Polubiłam Patricka i Erikę - policjanta i pisarkę - i zaciekawiona bardziej tłem obyczajowym, niż zbrodniami kreowanymi przez pisarkę, sięgnęłam po kolejną książkę z tej serii.
      Uważam, że książki Camilli Läckberg czyta się całkiem przyjemnie, choć wnikliwy czytelnik dość szybko orientuje się, kto jest sprawcą...

     Robótkowo trochę się działo, ale pokażę te moje wytwory nieco później. Obecnie robię malutki komplecik frywolitkowy w kolorku, za którym nie przepadam, choć ten odcień różu jestem w stanie zaakceptować jako element ozdobny. Mam już gotowe trzy elementy, brakuje czwartego. No chyba, że komplet mi się rozrośnie:))

Trochę śniegu spadło dzisiaj w nocy, ale tylko tyle, żeby zakryć szarość ulic i nic ponad to...

Wpis wędruje na wspólne dzierganie i czytanie u Maknety - banerek na pasku bocznym.

Dziękuję za wasze odwiedziny i wszystkie komentarze.

Pozdrawiam:)

Snow day...

$
0
0
      Był mróz, nie ma mrozu, był śnieg, nie ma śniegu...Zima  jak w kalejdoskopie - co chwila jakieś zmiany... U mnie dzisiaj karteczka w zimowym klimacie -taka na przywołanie właściwej pogody, bo już za tydzień zaczynamy ferie, tzn. Wielkopolska zaczyna ferie:)

 Jak widzicie karteczka raczej minimalistyczna w niebieskościach z odrobiną bieli, wykonana według mapki Bee Scrap.
Do wykonania użyłam papierówBee Scrap z serii Snow day. Chyba zainspirowałam się tym śnieżnym dniem:)
 Oczywiście nie mogło zabraknąć białych kropek - kolejnej imitacji śniegu, który w realu właśnie intensywnie topnieje...
 Zapraszam do zabawy w Art Piaskownicy, której sponsorem jestsklep Bee Scrap- szczegóły wyzwania tutaj. 

     Siedzę i dłubię serwetkę na szydełku, która zaczyna mnie przerastać, ale jest piękna (przynajmniej na zdjęciu), więc robię, choć podejrzewam, że długo nie skuszę się na serwetkę złożoną z wielu łączonych elementów - te wiszące od spodu nitki doprowadzają mnie do rozpaczy i szaleństwa jednocześnie:))  

Pozdrawiam:)

Biało...było

$
0
0
   Biało było, ale się skończyło...Dzisiaj od rana aleją, w której mieszkam, płynie wartki strumień z topniejącego śniegu, zrobiło się ślisko i naprawdę nieprzyjemnie. Cóż, uroki zimy:(
Na fali lekkiej tęsknoty za śniegiem pokażę biżuteryjnego wytwora - trochę pracochłonnego, ale warto było się potrudzić, bo efekt końcowy jest ciekawy.
 
Mój wytwór to naszyjnik wykonany ze srebra oraz elementów Swarovskiego, czyli białych pereł i kryształków AB, czyli z powłoką aurora borealis - inaczej zorzą polarną, która nadaje kryształom świetlne refleksy tęczy. 
Naszyjnik idealnie leży na szyi, a zwisający element ładnie komponuje się z dekoltami w tzw. serek. Hm... jakoś ten serek przy Swarovskim nie bardzo pasuje, ale co tam:))
Łączenia wykonane są z drutu srebrnego (próba 925) i wykonanie tylu łączeń wymaga trochę czasu i precyzji, bo muszą być równiutkie:)
Perły to białe kule wielkości 9mm, kryształki są mniejsze -6mm. Lubię perły Swarowskiego za ich piękny odcień i idealną kulistość, co rzadko zdarza się w perłach naturalnych - nie mówiąc już o perłach hodowlanych...
Wiecie, że prawdziwe perły - te, które być może macie w szufladach po swoich babciach czy prababciach, starzeją się podobnie jak my....Najpierw zmienia się koloryt, pojawiają się przebarwienia i lekkie żółknięcie, potem uwidaczniają się lekkie pęknięcia niczym delikatne zmarszczki, w kolejnej fazie następuje łuszczenie, a na końcu rozpad w sensie dosłownym...Oczywiście, proces starzenia pereł nie zachodzi tak szybko, jak u ludzi - trwa to dość długo, choć perły nieużywane, czyli leżące w szufladzie niszczeją szybciej - taki fenomen... Ale się rozpisałam:)) 
Tłem zdjęć jest skrzyneczka w stylu shabby chic - celowo postarzona i z lekka zmaltretowana papierem ściernym. Coś z niej zrobię w niedalekiej przyszłości, bo to co miało wyjść- nie bardzo wyszło i skrzyneczka nie nadaje się do użytku...

A teraz wracam do mojej serwetki, która jakoś sama zrobić się nie chce, a szkoda:))

Pozdrawiam:)

Czas na herbatkę

$
0
0
       Nie było mnie kilka dni, ale już wracam na "blogowe łono":))

      Jestem nerwowo wykończona serwetką, o której wcześniej wspominałam - robienie tej serwetki to szydełkowa mordęga . Zostało mi 7 listków, czyli naprawdę niewiele, ale nie potrafię się zmobilizować, aby usiąść i skończyć ją...

     Ostatnio ozdobiłam drewniane pudełko na herbatę i cztery podkładki.

Jak widać wykorzystałam dość popularny motyw z czerwonym czajnikiem. Jest motyw typowo "kawowy", ale czy to ma znaczenie...
Pudełko utrzymane jest w ciepłym odcieniu jasnego brązu (bejca w kolorze olchy). Oczywiście brzegi są postarzone, a całość uzupełniona nieregularnymi kropkami w kolorze ciemnego brązu.
Wewnątrz jest transferowy napis "tea time" oraz dwie filiżaneczki na domalowanym tle.
Podkładki są zabezpieczone lakierem odpornym na wysokie temperatury, natomiast reszta jest pociągnięta lakierami do decoupagu oraz woskiem do drewna.

Zapraszam do udziału w tematycznym wyzwaniu Art-Piaskownicy - Herbatka dla dwojga.

Pozdrawiam

Metaliczny ptak

$
0
0
        Tak właśnie - metaliczny, a nie metalowy ptak, bo z metalem ozdoba, którą pokażę, ma naprawdę niewiele wspólnego... Styczniowa lekcja decoupagu z Renią i Justynką polegała na poznaniu złoceń i innych technik związanych ze zdobieniami imitującymi metale. Renia poszukała wiele przykładów ze sposobami zdobienia przedmiotów w taki właśnie sposób. Nie miałam czasu, aby zamówić specjalnych preparatów ani płatków "złota" do zdobienia, więc pozostały mi domowe produkty.

Zawsze mam kilka przedmiotów z masy solnej, które można wykorzystać do różnych zdobień. I tak było w tym przypadku - ptaszek z odciśniętymi wzorkami został nasmarowany klejem magic i niestety nie wyszło tak, jak na filmikach czy w tutorialach, które obejrzałam. Zmyłam magica, wzięłam drugą ptaszynę i tym razem nasmarowałam masę solną Mod Podge'm. Folia aluminiowa przykleiła się bez żadnych problemów.
Najwięcej czasu zajęło mi dociskanie folii w tych wszystkich wzorkowych zagłębieniach. Folia nieco się zmarszczyła, co widać przy ogonie ptaszka. Ptaszynę owinęłam jednym kawałkiem folii, którą ponacinałam w zagięciach, bo bałam się, że jak zacznę owijać ją w częściach, to będą widoczne linie łączenia.
Ptaszynę w foliowym ubranku potraktowałam i pastą postarzającą, i patyną w płynie, bo nic innego w domu nie mam:)) Po wyschnięciu tych preparatów, wypolerowałam "metal" na wysoki połysk, specjalnie zostawiając resztki patyny w zagłębieniach.
W zależności od oświetlenia ozdóbka jest albo bardziej srebrzysto-metaliczna, albo bardziej miedziano-metaliczna, co widać na zdjęciach. Metoda jest ciekawa, ale nie w moim stylu, więc raczej nie będzie wykorzystywana, ale zawsze warto poznać jakąś nową technikę.

              Wpis wędruje na wspólne dekupażowanie z Renią i Justynką - lekcja nr. 11.

Przy okazji chciałabym podziękować Joannie A. z bloga Robótkowe pole  za paczuszkę, która jest nagrodą pocieszenia w candy :) 
 
Jestem zachwycona prezentami, a już najbardziej papierami do quillingu, bo tej techniki nie znam w ogóle, ale może to taki znak, że może warto się z nią zapoznać:)
Dziękuję Joasiu:)

Pozdrawiam serdecznie:)

Nie tylko biała

$
0
0
       Dzisiaj zakładka - nie tylko biała. W cyklicznych kolorkach u Danutki w styczniu gości biały kolor, ale z dodatkiem beżu lub szarości. Powiem szczerze, nawet jeśli miałam jakieś ambitniejsze pomysły to brak czasu i wielodniowy ból głowy skutecznie uniemożliwiły mi realizację planów. 
Tak jak napisałam - praca nie rzuca na kolana rozmachem, ale ponieważ jestem zwolenniczką minimalizmu estetycznego, mnie się podoba:))
 Drewniana zakładka pomalowana została białą farbą akrylową i zeszlifowana papierem ściernym. Głównym elementem dekoracyjnym jest gwiazdka również pomalowana akrylami i przetarta, przywiązana do zakładki naturalnymi sznureczkami w kolorze beżowym i szarym. Przez przypadek wyszło 3w1, czyli białe, szare i beżowe:))
Na końcach sznureczka umocowane są  kuleczki w naturalnych odcieniach jasnego drewna. Całość wygląda nieco rustykalnie, jeśli tak można napisać o zakładce:)) Wszystkie elementy są drewniane i zdecydowanie eco.
Ot, taka zimowa zakładka na czasie...
Tłem jest przedwojenna książka - niby już po reformie pisowni polskiej, ale roi się w niej od anachronicznych wyrażeń i błędów, które dzisiaj uznalibyśmy za niedopuszczalne, a mówiąc dosadnie - za karygodne...

                                  Wpis wędruje na zabawę Artystek -Kolorystek u Danutki:

Biały kolor lubię...oglądać np. na ścianach, w naturze i różnych przedmiotach użytkowych. Raczej unikam noszenia białych ubrań, bo sama jestem nieco wyblakła.

Po tych kilku wpisach zimowo-białych kolejny  będzie dla odmiany przyjemnie kolorowy
i frywolitkowy:)

Pozdrawiam:)




Serce na bis

$
0
0
      Słońce właśnie wyszło zza chmur i jakoś tak zatęskniłam za wiosną. Moje zielone, frywolitkowe serce idealnie wpisuje się w ten "wiosenny" nastrój :) Niestety, mam świadomość, że zima jeszcze ma sporo czasu, by pokazać swoje prawdziwe oblicze, ale potęsknić sobie można, prawda?
 Autorką wzoru jest Sue Hanson, a serce nazywa się po prostu "Sue's Heart". Wzór jest bezpłatny i udostępniony na stronie web.archive.org.
 Serce wykonałam kordonkiem Kaja 15, bo uległam w sklepie urokowi tego koloru -soczystego, świeżego i radosnego. Szkoda, że na zdjęciach nie widać tej barwy w pełnej krasie...

  Jak widać zrobiłam kolejną zakładkę, bo nie lubię uprawiać "sztuki dla sztuki"... Wzór nieco zmodyfikowałam, dodając "czubek" serca, co łatwo zauważyć patrząc na serce z banerka:))
 A tu jeszcze raz pokazuję serce, które powstało w ubiegłym miesiącu -w tym wpisie podawałam szczegóły dotyczące poniższego wzoru.


                                  Serce wędruje na frywolitkowe zadanie nr 22 u Reni i Justynki. 
 Pozdrawiam

Łapki kuchenne

$
0
0
        Dzisiaj pokażę najzwyklejsze łapki kuchenne :) Nigdy do tej pory nie robiłam łapek i nie uważałam ich za rzecz niezbędną w kuchni, choć jest to miły dla oka, a przy okazji praktyczny gadżecik.... Widziałam na wielu blogach łapki głównie robione na szydełku, ale mi zachciało się wzorków, a na szydełku nie umiem jeszcze dość sprawnie wyrabiać żakardów, choć już wiem, jak to się robi. Padło zatem na druty i oto efekt końcowy dwóch styczniowych popołudni:
Łapki zrobiłam drutami 2,5 z czystej bawełny w kolorach białym i miętowym, choć miętę to raczej słabo widać na zdjęciach...
Autorką wzoru jest "Elizabeth" Evans - wzór jest dostępny bezpłatnie na Raverly. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zmodyfikowała go nieco:)) Dodałam te wzorki na imbryczkach i kubeczkach, czyli serduszka i kropeczki, bo i tak musiałam prowadzić dwie nitki na spodniej stronie robótki...
Łapki są dwustronne, bo nie chciałam, aby widoczne był spód robótki. Przy okazji popełniłam fatalny błąd, ale nie chciało mi się już nic zmieniać, więc jest, jak jest - mianowicie zszyłam nie te części, co powinnam, zamiast czajniczek z czajniczkiem, zszyłam czajniczek z filiżanką i dlatego mam komplecik biały i komplecik miętowy, a powinien wyjść komplecik mieszany...  Trudno.
A łapeczki zapraszają do nowego wyzwania w AP z serii Przyda się i tym razem tworzymygadżet kuchenny - szczegóły tu:
 Chyba nareszcie obudziłam się z tego zimowego snu, bo cały styczeń był jakiś senny i rozlazły... Mam nadzieję, że luty okaże się bardziej kreatywny i pełen energii, czego sobie i Wam życzę:)

Pozdrawiam,



Środowe czytanie i dzierganie

$
0
0
        Dzisiaj środa, więc czas na spotkanie czytelniczo-robótkowe u Maknety . Ostatnio opuściłam się w tych środowych książkowych wpisach - pozostawiam to bez komentarza, bo czytać czytam -cały czas, tylko z pisaniem gorzej...
       Jakiś czas temu wspominałam o sadze kryminalnej Camilli Läckberg składającej się z 8 powieści. Pierwszą i ostatnią przeczytałam całkowicie przypadkowo, ale -jak już wcześniej pisałam-spodobała mi się para głównych bohaterów, czyli pisarkaErika Falck i policjant Patrik. Postanowiłam przeczytać pozostałe książki sagi zaintrygowana sercowymi problemami bohaterów i lokalnym kolorytem:)) 
 
                                         ( Na zdjęciu książka i robótka z poprzedniej środy)
Nigdy nie przypuszczałam, że książki mocno osadzone w realiach małej szwedzkiej nadmorskiej mieściny uznam za przejaw pewnego rodzaju egzotyki - kulturowej, obyczajowej i kulinarnej. Oczywiście, mam świadomość, że my jesteśmy dla obcokrajowców też dość oryginalni i "egzotyczni" ze swoją kuchnią, tradycjami, obyczajami ... Ale wydawało mi się, że z racji "bliskości" naszych krajów te różnice nie będą tak intrygujące.
        Pierwsze,co rzuca się w oczy, to silna lokalna zażyłość - policjanci jadą przesłuchać świadków i prawie za każdym razem i w każdej powieści w drzwiach wyskakują z obuwia i w skarpetkach drepczą do kuchni na obowiązkową kawę i często bułeczki z cynamonem. Przepis na bułeczki cynamonowe znalazłam sobie w necie i chętnie go wypróbuję, ale na razie się odchudzam, więc lepiej się wstrzymam z pieczeniem tego przysmaku:))
Drugie, co rzuca się w oczy - to hektolitry wypijanej kawy przez wszystkich bohaterów. W każdym domu stoi "maszynka" do kawy i ciągle parzy się kawę. 
Trzecia rzecz -kulinarna - to przysmaki z Fjällbacki, czyli dużo ryb morskich - głównie śledzi - w tym śledzi kiszonych w puszkach(!) Hmm...
Czwarta sprawa, która zmusiła mnie do zerknięcia na mapę Szwecji i w Wikipedię, to sama
Fjällbacka, w okolicach której rozgrywają się opisywane przestępstwa, głównie morderstwa.
Fjällbacka ponoć liczy sobie ok. 900 mieszkańców, a trup ściele się tam gęsto i często...Powiedziałabym, że jedna mała mieścina zawyża znacząco odsetek morderstw w całej Szwecji; całe szczęście, że wykrytych.
    Oczywiście, to wszystko fikcja literacka stworzona przez autorkę.  Jeszcze dodam, że ciekawym rozwiązaniem jest przeplatanie wątków teraźniejszych z retrospektywnymi, które przenoszą czytelnika w realia XIX-wiecznej Szwecji. Te opowieści z przeszłości są równie interesujące, co historie rozgrywające się we współczesności.
    Mnie seria się spodobała, kończę właśnie "Latarnika" i zostanie mi do przeczytania "Fabrykantka aniołków". Ten ostatni tytuł budzi z lekka grozę...

    A teraz dokończona robótka z poprzedniego tygodnia, o której nieco więcej pisałam w poprzednim poście, czyli zwykłełapki kuchenne zrobione na drutach. W wersji dwustronnej i dwukolorowej.


Kolejny wpis będzie różowy i frywolitkowy:)) Zapraszam.

Pozdrawiam,

Frywolne czajniki

$
0
0
          Kiedyś pokazywałam fragment różowej frywolitki. Dzisiaj pokażę resztę swojej produkcji. Oto malutki serwis do kawy, a może herbaty...
Całość wykonałam kordonkiem Kaja 15 w kolorze różu francuskiego, czy jak kto woli brudnego różu. Ciekawy zgaszony odcień, zgodny z upodobaniami dam z epoki wiktoriańskiej.
 Wzór pochodzi z książki Marthy Ess "Tea is for Tatting". W książce jest kilkanaście wzorów imbryczków, filiżanek, cukiernic, dzbanków do kawy. Oczywiście, wszystko malutkie i dopieszczone w każdym calu. Schematy poprawne i przejrzyste, opisy jasne i klarowne. I może nie zrobiłabym tego "serwisu", ale rozśmiesza mnie  reklama Teekane, gdzie wszyscy tańczą jak "teapoty" i kiedy zerkam na mój czajniczek, to "papa"  sama się śmieje - i z niego, i z reklamy:))

Jeszcze słówko o wymiarach - czajnik  ma 12cm wysokości i 12cm w najszerszym miejscu, więc nie jest taki całkiem malutki.
Widziałam, że niektórzy dorobili "ogonki" do elementów serwisu i w ten sposób powstały zakładki do książek...Może to i dobry pomysł. Ja raczej myślałam nad dorobieniem jeszcze trzech czajników jako podkładek pod kubki. Wtedy byłby fajny komplecik i może jeszcze serwetkę do tego... Chyba się trochę za bardzo rozmarzyłam:))
         Zaczęłam robić serwetkę frywolitkową według polskiego wzoru udostępnionego przez autorkę, ale musiałam zrezygnować w 4. rzędzie. Kolejne rozczarowanie - nadal nie wiem, po co ktoś publikuje wzór niedopracowany i źle opisany... Muszę poszukać czegoś innego. Zaczynam podchodzić do rodzimych wzorów z dużą dozą nieufności... Sorry, za te żale...
   (Listownik będący tłem zdjęć pochodzi z Pepco i jest nad wyraz solidny - w sensie wagi:))

  Jeszcze raz przypominam o wyzwaniu w Art-Piaskownicy "Herbatka dla dwojga" i zachęcam do udziału.

    W przyszłym tygodniu pokażę wreszcie tę wymęczoną serwetkę z listeczkami, bo już od kilku dni czeka na krochmalenie, ale wizja "miliona" szpilek do przypięcia trochę mnie przeraża:))

Pozdrawiam,

Serweta po przejściach...

$
0
0
          Nareszcie mogę pokazać serwetę, która nieźle mnie wymęczyła. Zaczęłam ją robić dwa miesiące temu urzeczona zdjęciem z czasopisma.  Wydawała mi się piękna, subtelna i szalenie romantyczna... Początek był spokojny - wszystko ładnie, pięknie się układało. 

 Pierwszy problem pojawił się, gdy przyszedł moment, aby połączyć pierwszy element z motywem centralnym przezłączenie pikotków. Obszukałam internet, ale nigdzie nie było to wyjaśnione... Utknęłam na kilka dni. Potem rzuciłam się na przeszukiwanie forów szydełkowych i wreszcie znalazłam na forum dla seniorów radę, jak zrobić to połączenie przez pikotek. Było to nie za dobre tłumaczenie z rosyjskiego, ale najważniejsze, że oto właśnie chodziło. Mogłam szydełkować dalej.
 
 Kolejne schody pojawiły się przy listeczkach. Zrobienie takich karbowanych prążków zajęło mi trochę czasu i kilka nieudanych prób, zanim zaskoczyłam, o co chodzi... Wreszcie mogłam ruszyć z kopyta i zapewne się domyślacie - w tzw. międzyczasie mój zapał przez te techniczne problemy z lekka osłabł... Kiedy ostatnio wspomniałam na blogu o serwecie, Renia napisała, abym przysiadła i skończyła ją, bo niewiele zostało. Wzięłam sobie tę radę do serca:)
 
Pomyślałam, że zrobienie 4-5 listków będzie trwało godzinkę i po sprawie, ale minął tydzień, a ja nie zrobiłam żadnego listka. Mijał kolejny, a serwetka pomalutku zmieniała status - w mini UFO-ka. Wreszcie w ubiegłą niedzielę powiedziałam sobie dość - i w ciągu półtorej godziny było po wszystkim. 
Wzór pochodzi z gazety"Sabrina. Robótki extra. Najpiękniejsze serwetki" nr 5/2013. Serwetka jest zrobiona z beżowych nici nr 10, szydełkiem 1,25. Ma średnicę ok. 42 cm. 
Niestety, nie mogę zrobić zdjęcia całej serwety, więc pokazuję jak najbardziej obszerny fragment.
Cieszę się, że serwetkę mam za sobą, zapewne długo nie dam się namówić na  serwetkę z elementów, bo te zwisające nitki od spodu były dla mnie prawdziwym utrapieniem...

Obecnie robię serwetkę frywolitkową i powiem szczerze, nie wiem, co z tego wyniknie, bo kombinuję swój własny wzór. Już mam ok. 12 cm i jest -jak na razie- dobrze:)

Pozdrawiam,

Decoupage z cytryną

$
0
0
        Dzisiaj będzie nietypowo, bo połączyłam dwa wyzwania - u Danutki i u Justynki, jak się domyślacie z takiego połączenia musiał wyjść decoupage z cytryną w roli głównej:))
Ozdobiłam szklany słoik po oleju kokosowym, który ma fajny, prosty kształt. Użyłam serwetki z motywem cytrusów, wycięłam przede wszystkim cytryny, limonki i kawałek różowego grejpfruta. Zostawiłam kilka zielonych listeczków, bo jakoś pozytywnie ożywiają to cytrusowe towarzystwo i polakierowałam całość.
 
Na zakończenie pomalowałam biały papierowy sznurek żółtą akrylówką i dokleiłam zdekupażowany badzik w kształcie serca w kolorze różowego grejpfruta. 
Podobają mi się te kolorki, bo są bardzo radosne i energetyczne, a jeśli zapali się jakąś żółtą świeczkę zapachową , to  dosłownie czuje się  pozytywne oddziaływanie zapachu i koloru na człowieka:)
 
 Cytrynę używam w celach kulinarnych, specjalnie za nią nie przepadam. A kolor cytrynowy lubię w naturze, na sobie zdecydowanie nie. 
        Decoupagowe zadanie na luty u Justynki i Renipolegało na ozdobieniu szklanego przedmiotu, a zatem mój słoik wpisał się w tematykę lutego. Decoupage na szkle nie należy do najłatwiejszych, więc nie do końca jestem zadowolona z efektu, ale z drugiej strony - człowiek uczy się całe życie, więc nie przejmuję się zbytnio...Może kiedyś będzie lepiej...
 
 Jeszcze muszę pomyśleć o frywolitce u Reni...

Pozdrawiam:)


Frywolitkowa serwetka cz.1

$
0
0
     Jak już wspominałam, kilka dni temu  zaczęłam robić frywolitkową serwetkę według własnego pomysłu. W sieci jest dużo pięknych wzorów, mam kilka z gazet, ale chciałabym zrobić coś swojego, indywidualnego i niekoniecznie skomplikowanego, bo uważam, że stopień trudności trzeba sobie dawkować w miarę swoich umiejętności. A moje umiejętności nie należą jeszcze do jakoś wybitnie zaawansowanych.
 Początek serwetki, czyli 7 pierwszych rzędów, to wzór czajniczka  z książki Marthy Ess "Tea is for Tatting". Dalsze okrążenia robię według własnej kombinacji. Chciałabym, aby ta moja pierwsza serwetkowa produkcja była zwiewna, wiosenna i ażurowa.
Myślę, że serwetka będzie miała około 30cm. średnicy, ale to jeszcze nic pewnego:)) Na razie ma średnicę 16,5cm...
Największym wyzwaniem w robieniu swojego wzorku jest obliczanie liczby supełków, aby nic się nie unosiło, nie falowało i żeby wszystko ładnie pasowało. Na bieżąco rysuję schemat i robię opis. - tak na wszelki wypadek:)) Może kiedyś się przyda...
Pomiędzy rzędami przechodzę albo split chains, albo split ring, aby niepotrzebnie nie odcinać nitki. I cały czas zastanawiam się "Co następne? Łuczek czy kółeczko?":)) Bo frywolitka to zasadniczo kombinacja łuków i kółek...

Nie wiem, jaką nitką robię - jest to prawdopodobnie Aida 20 w kolorze ecru lub wanilii . Niestety, banderolkę z motka wyrzuciłam jakiś czas temu, a teraz nie pamiętam, co to jest... Na pewno nie jest to Pyramid 10, ani Kaja 15:)) A innych niteczek nie mam.


Pozdrawiam,



Viewing all 419 articles
Browse latest View live